czwartek, 1 maja 2014

Książki - gotowe scenariusze

     Książek, które zostały przeniesiony na ekran jest więcej niż filmów, które oglądnęłam przez całe swoje życie, a było tego nie mało :-) Niektóre adaptacje były lepsze, niektóre gorsze, a jeszcze inne zatracały całkowicie sens oryginału robiąc z niego totalna papkę. Czy zatem warto ekranizować książkę? Myślę, że tak pod warunkiem, że będzie się dość wiernie trzymać pierwowzoru. Każde odstęstwo zmienia dobrze przedstawioną historię, a po co to robić skoro mamy niemal gotowe scenariusze.

     W ostatnim czasie w kinematografii można zauważyć pewną tendencję do robienia remake' ów (takie spolszczenie ;-), a wręcz remake' ów remake' ów. Jak inaczej nazwać filmy takie jak "Ja, Frankenstein" czy "Godzilla" nie mówiąc już o "Tarzanie", którego było na prawdę wiele adaptacji. Jakiś czas temu mieliśmy "Pamięć Absolutną"(film z Arnim miał zdecydowanie lepszy klimat, a Farrell to laluś, więc co tu dużo mówić) teraz jest "RoboCop". Mamy również niezliczoną ilość kolejnych części, gdzie akcja zarówno idzie naprzód przedstawiając kolejne przygody bohaterów jak i cofanie się w przeszłość. Tu dobrym przykładem jest zarówno "Batman" jak i "X - Men" oraz "Spider - Man", który doczekał się "Niesamowitego Spider - Man'a". Strach pomyśleć, co będzie w najbliższym czasie.

     Mam wrażenie, że producentom, reżyserom oraz scenarzystom brakuje pomysłów i wykorzystują to, co już mają. Podkręcają scenariusz do granic możliwości, a nieczęsto i absurdu z czego zazwyczaj wychodzi jakiś gniot. Przypomniałam sobie skecz kabaretowy, gdzie z "Janka Muzykanta" chcieli zrobić film akcji w stylu "Rambo" i to świetnie parodiuje jak ludzie z branży filmowej adaptują scenariusze. Rozumiem, że zarówno z filmów jak i grających w nich aktorów należy wycisnąć jak najwięcej, ale jeżeli mamy już bardzo dobry film, to po kiego czorta kręcić kolejny o tym samym. Chyba tylko po to by reżyser spełnił swoje marzenia o nakręceniu własnej wersji. A co z książkami? Jeżeli zachwycam się jakąś to mam prawo napisać własną wersje o tym samym? Chyba jednak nie o to w tym chodzi.

     Swoja drogą jeżeli branża filmowa jest wypalona z pomysłów dlaczego nie sięgną po książki. Wiem, że są reżyserzy, którzy tak robią, ale zazwyczaj przebijają się ze swoimi hitami twórcy, którzy wydali kupę kasy na promocję. Oczywiście zdaję sobie również sprawę, że popularni autorzy, krzykną sobie kolosalne ceny za adaptacje ich książki, ale jest bardzo duża rzesza młodych lub niszowych autorów, którzy mają bardzo ciekawe pomysły i może z nimi by się należało dogadać.

      Myślę, że film bardziej by zyskał gdyby autor napisał również scenariusz. Pisarz wie, które sceny można pominąć, a które są istotne. Zwykły scenarzysta wycina jak pasuje, dopisuje swoje sceny, przenosi akcje w inne miejsca i z czasem wychodzi całkiem odrębna historia, która biegnie innym torem niż oryginał.

     Z adoptowaniem książek wiąże się pewien duży minus, z którego reżyserzy powinni zdawać sobie sprawę nic nie zastąpi naszej wyobraźni i chociaż film będzie wiernym odwzorowaniem nie koniecznie musi się zgadzać z imaginacją czytelników. Jednym zdaniem film nie jest w stanie wygrać z książką :-)


P.S. To, że dużo czytam nie oznacza, że nie lubię oglądać filmów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz