czwartek, 27 marca 2014

Introwertyk w świecie książek

     Długo się zastanawiałam, czy napisać tego typu post. Bliskie osoby odradzały i mówiły, że nie powinnam się aż tak uzewnętrzniać, ale tak na prawdę to za każdym razem, gdy coś piszę pokazuję osobiste przemyślenia oraz wydarzenia.

     W ostatnich latach bardzo popularny był temat ekstrawertyków. Dla wielu firm bardzo liczyło się by takie osoby posiadać w zespole. Osoby tego typu są bardzo komunikatywne, lubią pracować w grupie, są przebojowe i towarzyskie, ale też skłonne do ryzyka. Niestety gdy nastąpił kryzys tacy ludzie przestali być pożądani i na gwałt zaczęto poszukiwać osób, które potrafią dogłębnie analizować problem, skupiać się na wyznaczonym zadaniu dopóki nie osiągnie się satysfakcjonujących rezultatów, pewnego rodzaju perfekcjonistów wycofanych z modnego życia towarzyskiego. Jednym słowem indywidualistów, którzy mieliby uratować firmy spadające na dno. I tu pojawiają się introwertycy, którzy posiadają wyżej wymienione cechy oraz wiele, wiele innych. Skrupulatni i rzetelni zaczęli być pożądani przez duże i małe przedsiębiorstwa. Dawniej wytykani, w chwilach zastoju gospodarczego wzniesieni na wyżyny. No, dobrze trochę przesadziłam może nie wszyscy tak uważają. Wciąż wśród niektórych panuje przekonanie, że z introwertykiem jest coś nie tak. Bo jak to przecież można nie chcieć chodzić na imprezy, spotykać się z ludźmi, a gdy już się jest w większym gronie to się nie odzywać. Można usłyszeć, że się jest wyniosłym, lub przeciwnie: siedzi cicho bo nie ma nic do powiedzenia. Ani jedno z tych stwierdzeń nie jest prawdziwe. Ktoś kto jest prawdziwym introwertykiem doskonale o tym wie.

     Czytając różne fora można zauważyć pewnego rodzaju dziwne zjawisko. Nagle jest pełno introwertyków, a przynajmniej ludzi, którzy się tak określają. Czy jest tak faktycznie? No, cóż osobiście mam wrażenie, że większość z nich po prostu nie umie się dobrze określić. Osoba, która lubi się wyszaleć, ale także posiedzieć w domu z książką, czy oglądając film na pewno nie jest introwertykiem.

     Kiedy słyszę, że introwertyk nie umie nawiązać kontaktu z innymi lub nie okazuje uczuć bo tego nie potrafi to pobłażliwy uśmieszek wypełza na moje usta. INTROWERTYK POTRAFI TYLKO NIE CHCE, NIE POTRZEBUJE. Wiem, że osoby, które czują, że żyją tylko i wyłącznie kiedy spotykają się z innymi nie potrafią tego zrozumieć, ale tak właśnie jest. Nie jesteśmy egoistami. Mamy po prostu swój świat, z reszta bardzo bogaty i to nam wystarcza. Nawet najbliższe osoby zobaczą tylko tyle, ile sami będziemy chcieli pokazać.

     Nie wiem jak jest u innych introwertyków, ale dla mnie świat książek daje to, co ekstrawertykowi spotkania z ludźmi. Odbieranie książki jest indywidualne, mnie czytanie pochłania całkowicie. Praktycznie mało co dociera do mnie ze świata zewnętrznego. To jak taki teleport. Przenoszę się w inny, fascynujący świat i tu w realu już nie istnieję. Jeszcze długo po przeczytaniu emanuję radością z poznanego almanachu. Później następuje zetknięcie z rzeczywistością i pragnienie powrotu do świata fantasy uderza ze zdwojoną siłą. Trwa to do sięgnięcia po następną książkę. Po prostu nie mogę bez nich żyć.

     Książki są wprost stworzone dla introwertyków. Tam można znaleźć to czego się potrzebuje bez wchodzenia w interakcję z innymi. Oczywiście książki nie są zarezerwowane tylko dla tej grupy społecznej. Ekstrawertycy przecież lubią czytać i robią to chętnie. Tylko mnie wydaje się, że introwertyk głębiej przeżywa przeczytaną historię, łatwiej wchodzi w przedstawiony świat oraz wczuwa się w bohaterów. To tylko takie moje osobiste spostrzeżenie.

     P.S. Ani introwertycy, ani ekstrawertycy nie są od siebie lepsi, czy gorsi. Są po prostu inni, a świat potrzebuje zarówno jednych jak i drugich.

wtorek, 25 marca 2014

Manipulowanie przeszłością






     Orson Scott Card jest znany na całym świecie głównie za sprawą książek o Enderze. Ostatnio zekranizowany został pierwszy tom zatytułowany "Gra Endera". Film oglądałam, z książką się nie zapoznałam. Pierwszą książką jaka przeczytałam tego autora jest "Tropiciel". Jest to pierwszy tom nowej serii. Jeśli chodzi o Oscara Scott Carda to dotychczas byłam totalnym ignorantem i dopiero jak zapoznałam się z  filmem zorientowałam się, że przecież przeczytałam już coś tego autora.

     "Tropiciela" kupiłam okazyjnie za bardzo dobrą cenę. Kosztowała mnie 19zł. Muszę przyznać, że po przeczytaniu opisu spodziewałam się zupełnie czegoś innego, a przynajmniej, że o coś innego chodzi.

     Opis:

     Gruntowne szkolenie nauczyło Rigga dochowywać tajemnic. Tylko jego ojciec zna prawdę o niezwykłym darze syna - talencie widzenia ścieżek przeszłości. Lecz gdy ojciec ginie, Rigg ze zdumieniem dowiaduje się,jak wiele sekretów przed nim zataił. Tajemnic o przeszłości syna, jego tożsamości  i przeznaczeniu. A kiedy Rigg odkrywa, że jego dar pozwala mu nie tylko widzieć przeszłość, ale również ją zmieniać, przyszłość nagle staje się co najmniej niepewna. Przyrodzone dziedzictwo pcha go ku pokrętnej drodze, mimowolnie wikłając w rozgrywki dwóch stronnictw. Jedno pragnie wynieść go na tron, drugie pozbawić życia. Chcąc nie chcąc, musi podać w wątpliwość całą nabytą wiedzę, przezwyciężyć ograniczenia swojego talentu...i wyrzec się wpływu na własne przeznaczenie.

     Rigg to chłopiec o niezwykłym talencie widzenia ścieżek przeszłości. Szkolony przez ojca w odosobnieniu. Nabywa umiejętności, które według niego są zupełnie nie przydatne, ale jak to zwykle bywa, wszystko się zmienia. W tym wypadku śmierć ojca przekształca plan życia chłopca. Rigg wyrusza w pełną przygód podróż by odnaleźć swoja siostrę Param. Za towarzysza ma chłopca o imieniu Umbo, który również ma swoje talenty, a także poczciwy były żołnierz, właściciel tawerny Bochen.

     Kraj, który przemierzają bohaterowie ma swoje ograniczenia. Otacza go tajemnicze pole siłowe, którego nie można przekroczyć, grozi to bowiem szaleństwem. Któż jednak się na to nie porwie jeśli nie nasi bohaterowie, a co z tego wyniknie, musicie sobie doczytać.

     Ciekawym i jak się później okazuje wiele wyjaśniającym, są wstępy do rozdziałów. Jej bohaterem jest Ram Odyn, znakomity pilot, wnikliwy astronom i matematyk, doświadczony w dziedzinach wiedzy. Nie będę tu zbyt wiele opowiadać, by nie zdradzić, o co chodzi w "Tropicielu" :-)

     Książka jest niezwykle absorbująca. Akcja toczy się w zawrotnym tempie. Nie nudzimy się ani przez chwilę. Fascynujące pomysły na wątki i wyrafinowane rozwiązania. Card łączy politykę, przygody i podróże w czasie. Jakie będą konsekwencje manipulowania przeszłością? Czy można kontrolować, ingerować i zmieniać czyjeś życie? W książce znajdziemy mnóstwo podobnych pytań.

     "Tropiciel" może zachwycić nawet wyrafinowanego czytelnika. Polecam!

wtorek, 18 marca 2014

Dzika Wiedźma


     Książek Trudi Canavan przeczytałam dość dużo i zazwyczaj nie wzbudzają mojego entuzjazmu. Wiem, że pisarka jest utytułowana, a jej książki to bestsellery, ale dla mnie są historiami prostymi, przewidywalnymi i powtarzanymi w każdej serii. Autorce natomiast nie można odmówić talentu, gdyż widać, że ma łatwość w przelewaniu słów na papier. Uważam, że krótkie narracje zdecydowanie wychodzą jej lepiej niż bardziej złożone opowiadania. Ponieważ zaczęłam kolejną serię, tym razem o bogach, a mianowicie "Erę Pięciorga", nie mogło być inaczej i sięgnęłam po drugi tom zatytułowany "Ostatnia z Dzikich".

     Opis:

     Choć Auraya była architektem zwycięstwa Białych, pierwsze spotkanie z wojną wypełniło jej sny koszmarami. Spaceruje w nich po polach krwi. a polegli wstają, by rzucić jej w twarz oskarżenie: Ty nas zabiłaś. Ty. Wydaje się ,że Auraya nie zazna spokoju, dopóki nie odejdą te koszmary. Niestety jedyny człowiek, któremu ufa i którego mogłaby prosić o pomoc, zniknął. Tkacz snów Leiard, wciąż usiłując uporządkować coraz wyraźniejsze wspomnienia dawno zmarłego Mirara, ucieka w góry w towarzystwie Emerahl, być może ostatniej z Dzikich. Choć sama nie jest tkaczem snów, Emerahl dysponuje wielką mocą i pomaga Leiardowi w zrozumieniu tej niezwykłej plątaniny pamięci. to, co odkryją, zmieni jego życie na zawsze. Daleko na południu Pentadrianie liżą rany i próbują wybrać nowego przywódcę. Wydaje się, że pokój musi jeszcze zaczekać. 

     Auraya to główna bohaterka, która ma ratować świat przed najeźdźcami. W "Kapłance w Bieli" oczywiście jej się to udało, co nie oznacza, że to już koniec. Jest ulubienicą bogów. Jak dla mnie to jest to osoba niezdecydowana, pełna wątpliwości i strasznie denerwująca. Jej przyszły, niedoszły ukochany, Leiard, radzi sobie lepiej. To znaczy ma swoje problemy, dokładnie z osobowością, ale nie jest tak rozlazły jak Auraya. Za plus tej książki uważam postać Emerahl. Dzika wiedźma ma charakter. Jest skłonna do wielu poświęceń by osiągnąć swój cel. Obdarzona potężną magią, długowieczna kobietka z niej jest. Ma możliwość pomajstrować przy swoim wyglądzie, zarówno jeśli chodzi o twarz, włosy, biust jak i wiek. Kto by tak nie chciał :-) A i oczywiście mamy tu nową postać, Reivan, Pentadriankę, która pnie się po szczeblach, by stać się w końcu jedną z ważniejszych kapłanek. Dziewczyna jest konkretna, ambitna i konsekwentna.

     Jeśli chodzi o akcję to niestety dłużyzny są chyba znakiem rozpoznawalnym Canavan. Coś, co można by zawrzeć w jednym, dwóch rozdziałach, rozwleka się na całą książkę :-\ Jakiś zaskakujących wątków niestety nie ma. Dialogi też nie są powalające. Pomijam fakt, że humoru się tu nie uświadczy. Podoba mnie się natomiast to, że mamy obraz z drugiej strony, a mianowicie śledzimy akcje u Pentadrian. Ich poczynania i przemyślenia są ciekawsze niż to, co dzieje się u Białych.

     Przez to, że była postać Emerahl to nie żałuję przeczytania "Ostatniej z Dzikich". Mimo swoich ogromnych wad uważam tą książkę za jedną z lepszych autorki. Jak pisałam już kiedyś, opowiadania "Szepty Dzieci Mgły" pokazują, że Canavan ma potencjał. Tylko jak pisze dłuższą historie to jakoś to wszystko się rozłazi. Jeśli chcecie zacząć przygodę z autorką to polecam zapoznać się najpierw z wyżej wymienionymi opowiadaniami. A jeśli jesteście w trakcie czytania, którejś z serii: Powodzenia w przebrnięciu ;-)

czwartek, 13 marca 2014

Książka a film

     Często spotykam się z niezrozumieniem i słyszę pytania w stylu: Po co czytasz książkę skoro oglądałaś film i znasz zakończenie? To jest bez sensu. Dla mnie takie do końca bez sensu nie jest. Zdaję sobie sprawę, że dla wielu jest to nie do pojęcia, ale ja mam na to swój punkt widzenia i zaraz wam przedstawię i wytłumaczę, co jest ciekawego w czytaniu książki po oglądnięciu ekranizacji.

     Książek przeczytanych w ten sposób mam parę, a z fantastyki są to między innymi "Gra o Tron" oraz "Władca Pierścieni". Zarówno serial jak i film zrobione z pełnym rozmachem. Włożono w nie mnóstwo pieniędzy i jeszcze więcej zarobiono. Co by o nich nie mówić, gdy obejrzało się pierwszy raz na pewno szczęka opadała. W szczególności, że takich produkcji za wiele nie było i taka inność wprowadziła powiew świeżości do kinematografii.

     Czytając dużo książek trafi się w końcu na jakąś ekranizację. Czasami gorszą, czasami lepszą, ale moim zdaniem pierwowzór zawsze wygrywa. W końcu nic nie może się równać z naszą wyobraźnią. To jak dana postać wygląda, jaki jest otaczający ją świat, niczym nie ograniczony, zależy od naszej imaginacji. Tu pojawia się problem, ponieważ nikt nie jest w stanie zajrzeć nam do umysłu i spełnić nasze oczekiwania na ekranie. Pomijam fakt, że gdyby się to nawet komuś udało, to ile głów tyle interpretacji. Dlatego książka jest czymś bardzo osobistym i jej ekranizacja chociaż najlepsza i najbardziej trzymająca się oryginału, i tak nie będzie w pełni zadowalająca.

     W odwrotnej sytuacji jest się, gdy najpierw oglądniemy film, czy serial. Tu już mamy gotowca. Historię, którą przedstawia nam reżyser zgodnie ze swoja wyobraźnią. Tak więc, jakbyśmy zaglądali do jego umysłu :-) To on nas prowadzi i uwodzi swoim kunsztem. I tu właśnie pojawia się pytanie po co czytać oryginał? W moim przypadku wygląda to tak, chcę zobaczyć jak przedstawił to autor, zweryfikować, ustalić nieścisłości, a przede wszystkim przeżyć historie, która mnie zafascynowała  na nowo. Zobaczyć jak rozwinęła się akcja i w jaki sposób doszło do zakończenia.

     Czytając książkę po zapoznaniu się z wersją filmową przyznaje się, że do przedstawionych postaci dopasowuję aktorów z filmu. Miejsca, budynki również transportuję z podanych przez reżysera. Wiem, że nie jest to dobre. Przede wszystkim opisywane postacie często zdecydowanie różnią się od dobranych aktorów. Nie znajdzie się idealnie dopasowanej postaci. Jak już mówiłam każdy ma swój świat wyobraźni i żaden aktor choćby nie wiem jak dobrze ucharakteryzowany nie sprosta naszym oczekiwaniom. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że dobrze wczuje się w rolę.

     Czy warto zatem czytać oryginał po oglądnięciu filmu? Uważam, że jak najbardziej. Przede wszystkim uzupełnimy sobie braki z filmu, a często dowiemy się, że to nie tak miało być ;-)

wtorek, 11 marca 2014

Kwiożercze Imperium


     "Ścieżka Skarabeusza" Adriana Tchaikovskiego to już piata książka z serii " Cienie Pojętnych". W tej części odetchniemy trochę od spraw Nizin, ale na pewno nie od Imperium, które wszędzie roztacza swoje macki ;-)

     Opis:

     Wojna w imperium Os zakończyła się gorzkim rozejmem, który Kolegium przyniósł niewiele, poza armią okaleczonych weteranów. Cheerwell Maker, nawiedzana przez duchy przeszłości, musi poszukać głębszego sensu istnienia w mieście, które może stać się jej nowym domem.

     W tym samym czasie Seda odzyskuje systematycznie kontrolę nad miastami Imperium, które odmówiły złożenia jej hołdu. Czerpie przy tym swą moc ze źródła o wiele bardziej złowieszczego niż potęga armii i machin wojennych. Ponieważ jedynie jej małżonek - regent, były mistrz szpiegów Thalryk, zna prawdę, musi zginąć. Zamachowcy, ponownie zagrażający jego życiu, burzą odbudowywany z trudem spokój i zmuszają Thalryka do ucieczki.

     Położone za odległą pustynią Nem starożytne miasto Khanaphes oczekuje ich obojga - Che i Thalryka - skrywając straszliwa tajemnicę spoczywającą pod kamieniami, z jakich je budowano.

     Zdawać by się mogło, że po zakończonej rozejmem wojnie Imperium z Nizinami, w końcu będzie można odetchnąć. Nic bardziej mylnego. Cesarzowa Seda swoje dojście do władzy, kupiła za cenę swej duszy. Para się mroczną krwiożercza magią i pławi się we krwi. Jej mąż Thalryk, były agent Rekefu musi uciekać przed zamachowcami. Jest niewygodny dla cesarzowej i nie potrzebny Imperium. Che gnębiona przeszłością wyrusza na misję do miasta Khanaphes. Tam właśnie krzyżują się jej drogi z Thalrykiem. Tych dwoje od dawna wiąże niewidzialna więź. W pewien sposób Che również jest związana z cesarzową Sedą. Są jakby bliźniaczymi siostrami w magii. Młoda agentka, a właściwie ambasadorka wraz z towarzyszącym jej osowcem pozna tajemnicę pradawnych mistrzów. Wszystko to rozgrywać się będzie równocześnie z obroną Khanaphes, na które mają chrapkę  osowcy.

     Ponieważ akcja dzieje się w zupełnie innym, nieznanym dotychczas miejscu zdawać by się mogło,że będziemy mogli odetchnąć od polityki wielkiego Imperium. Nic bardziej mylnego. Osowcy wszędzie mają swoich szpiegów niszczą oraz zniewalają kolejne narody.

     Jak to w przypadku Tchaikovskiego dużo się dzieje. Wątki przeplatają się ze sobą, przeskakuje akcja z miejsca w miejsce. Trzeba się do tego przyzwyczaić. Zdaję sobie jednak sprawę, że nie każdemu może to odpowiadać. Dla mnie w tej książce jest wszystko co najlepsze i do czego autor zdążył nas przyzwyczaić, a mianowicie: wątki szpiegowskie, polityka, magia, której jest w tej części na prawdę sporo, machiny wojenne, technologia przemieszana z bardziej prymitywnymi narzędziami, spektakularne walki i przede wszystkim nietuzinkowi bohaterowie. Thalryk to moja ulubiona postać od początku serii. Sto pięćdziesiąt razy zmieniał front i dalej do końca nie wiadomo, co zrobi. Chociaż, co do Che to było do przewidzenia, ale ciii nic nie mówiłam.

    Jeszcze się nie zmęczyłam "Cieniami Pojętnych". Książka świetna, ale radziłabym zacząć od początku, czyli od "Imperium Czerni i Złota", a najlepiej przeczytać jeszcze wcześniej "Pancernych". Wszystko się w tedy układa w spójną całość. Polecam!!!

czwartek, 6 marca 2014

Co, gdzie, jak ?

     Zawsze ciekawiło mnie jak ludzie zaopatrują się, gdzie to robią i jakie książki czytają? Mam nadzieję, że nie jestem jedyna, którą takie rzeczy interesują. Takie informacje pomagają w ustaleniu, czy dużo jest osób podobnych do nas oraz dają możliwość skorzystania z metody innych ludzi. W związku z tym postanowiłam się podzielić w jaki sposób ja zapełniam moje półki.

     Zacznę od tego, że każdy z nas jest inny. Różne mamy gusta i nie wszystko, co jednym, będzie podobać się drugiemu człowiekowi. Dzisiaj jednak nie o tym jakie książki, ale gdzie można kupić i w jaki sposób.

     Jest wiele możliwości na zaopatrywanie się w lektury: stacjonarnie, to znaczy pójść do księgarni i kupić, można to zrobić również w antykwariacie, a nawet na placach targowych, w przejściach na dworcu, w hipermarketach lub innych sklepach z mediami typu Inmedio, Empic; inną możliwością jest kupno przez internet, możemy przeszukiwać różnego rodzaju aukcje typu Allegro, eBay lub poszukać księgarni internetowych, a tych jest całkiem sporo. Oczywiście są również organizowane wszelkiego rodzaju wymiany książek. Osobiście z tego sposobu nie korzystam ponieważ nie chce się rozstawać z zakupionymi książkami :-) W różnych miastach odbywają się też Targi Książki, gdzie można nabyć ciekawe egzemplarze.

     Sklepy stacjonarne mogę polecić niestety tylko z Krakowa ponieważ tylko te z nam. Nie wątpię, że w innych miastach jest ich równie dużo i na pewno można w nich znaleźć bardzo interesujące pozycje. Jeśli jakieś polecacie piszcie w komentarzach, albo na priv, może się to komuś przydać. Księgarnie, które odwiedzam, a nie jest ich tak dużo to na pewno:

 
     znajduje się na ulicy Kalwaryjska 51. Z tego co wiem są jeszcze filie na ul. Starowiślnej 93a, ul. Długa 39,  ul. Królewska 88, nie wiem czy gdzieś jeszcze. W każdym razie ja odwiedzam tą na Kalwaryjskiej i nie chodzi tu o miejsce mojego zamieszkania, bo jakby inna była lepsza to poszłabym do niej na drugi koniec miasta. Nie, tu chodzi o coś innego. W tej księgarni panuje przyjemny klimat. Jest mała i ciasna, ale znajduje się w niej pomieszczenie z kanapą, na której można usiąść i w spokoju przeglądnąć książki, komiksy, albumy. Obsługa jest nie nachalna, nie zagląda nam przez ramię, co wzięliśmy do ręki, ani nie atakuje od wejścia pytaniami, w czym pomóc. Do tego bajecznie niskie ceny :-) Może nie wszystkiego, ale jeżeli mogę kupić książkę wydaną rok, czy dwa lata temu za 10, albo 20 zł, to dlaczego mam się z tego nie cieszyć.
    Druga księgarnią stacjonarną, którą odwiedzam jest:


     mieści się na ul. Grodzkiej 50 i szczerze mówiąc nie wiem, czy są jeszcze jakieś inne w Krakowie. W tej księgarni również znajdziemy dużo książek w niesamowitych cenach. Nic tylko brać. Mam tylko jedno "ale", a mianowicie książki, które znajdują się zarówno na regałach, jak i stołach, są niesamowicie ściśnięte przez co trudno wziąć do ręki jakikolwiek egzemplarz, a kiedy nam się to w końcu uda, ciężko ją odłożyć na miejsce. Odbija się to niestety na książkach, które są niejednokrotnie
pomięte, a ich okładki porysowane :-(

     Miejsce, które również odwiedzam, ale nie kupuję, to Empic. Chodzę tam wyłącznie by sprawdzić jakie są nowości oraz zobaczyć z każdej strony książkę ;-) Ogólnie jest to dla mnie moloch, który nawet jeśli robi promocje to nie są one atrakcyjne. Książki "trzy w cenie dwóch" może i przyciągają, ale kilkakrotnie próbowałam coś znaleźć na tych regałach, niestety się zawiodłam. Jak tu być szczęśliwym, kiedy znajdujemy tom piaty danej serii, a nie ma poprzednich części :-( W dodatku zlikwidowali filię na rynku głównym. Pozostały tylko te w galeriach handlowych, a tam nie ma tego, co było na rynku. Po prostu okroili asortyment. No, cóż. Ich wola. Może bardziej im się to opłaca.

     Przyznaje, zdarza się, że kupuje książki w hipermarketach. Najwięcej upolowałam na wyprzedażach w Auchan. Nie bywam tam często dlatego nie mogę powiedzieć kiedy dokładnie są promocje i wyprzedaże. Jak uda się na nie trafić to po prostu kupuję dość duże ilości książek :-) W sklepie raz na jakiś czas wkładają do wielkich koszy masę książek. Stoją sobie w kilku rzędach i można w nich przebierać.

     W książki można też zaopatrywać się w antykwariatach, na placach targowych. W Krakowie takim największym gdzie można kupić używane książki, gazety, antyki i różne inne gadżety jest Hala Targowa, tylko trzeba przyjść w niedzielę, najlepiej do południa, w pozostałe dni tygodnia sprzedają tam ubrania, warzywa i owoce. Jakieś dwa tygodnie temu chodziłam między rozłożonymi sprzedawcami. Wypatrzyłam "Starcie Królów" Georga R.R. Martina, zapytałam o cenę. Sprzedawca krzyknął sobie 40 zł! Może to i znacznie mniej niż normalnie, ale książka wyglądała jak psu z gardła wyjęta(większość tak wygląda), a ja w internecie znajdę w niższej cenie nową, wiem o tym, bo już wcześniej szukałam.

     Przejdźmy teraz do kupowania książek przez internet. Najwięcej swoich książek kupiłam przez Allegro. Wyszukuję tanich aukcji, gdzie książka była raz przeczytana, w idealnym stanie, albo po prostu całkiem nowa. Najlepiej, by był odbiór osobisty. Wiadomo odchodzą w tedy koszty przesyłki. Drugim moim sposobem są to księgarnie internetowe. Dotychczas nie korzystałam z nich dość często, ale ostatnio przekonałam się, że niektóre książki można kupić taniej niż na Allegro. Osobiście zamawiam w Bonito, mają sporo punktów odbioru osobistego w różnych miastach : Kraków, Warszawa, Łódź, Poznań, Wrocław, Bydgoszcz, Opole, Płock, Szczecin oraz Zielona Góra. Ja odbieram na ul. Kalwaryjskiej 51, prawie na przeciwko księgarni Czytanie. Szybko, sprawnie i na temat :-) Oczywiście księgarni internetowych jest cała masa np. Gandalf, Merlin. Na stronach wydawców również można dokonać zakupów. Fabryka.pl, Solarisnet.pl mają czasami bardzo ciekawe promocje. Warto więc zaglądać.

     Tyle jeśli chodzi o miejsca w jakich kupuję książki oraz jak to robię. Jeśli znacie jakieś ciekawe księgarnie dajcie znać.

wtorek, 4 marca 2014

Nadchodzi Ared





     Powoli zaczęłam uzupełniać książki z listy postanowień tegorocznych i kilka znalazło się na moich półkach. Jedną z nich jest "Namiestniczka" księga III Wiery Szkolnikowej. Niestety trzeba się pożegnać z Imperium Anryjskim, jest to ostatni tom opowiadający o namiestniczkach i ich problemach politycznych oraz religijnych.

     Opis:

     Zdawać by się mogło, że w Imperium Anryjskim wreszcie nastał czas spokoju i radości. Na tronie zasiada przepowiedziany w proroctwie król - elf, a królowa właśnie urodziła mu następcę.

     Na pozór w państwie wszystko układa się dobrze, ale przecież gdzieś zawsze czai się nieszczęście, a rzeczywistość nader często wygląda zupełnie inaczej, niż mogłoby się wydawać.

     Znów spotykamy namiestniczkę Salome Jasną, tym razem już królową, co nie zmienia faktu, że wciąż tak samo mnie irytuje. Minister bezpieczeństwa Heng próbuje ją chronić, ale również chce by wiedziała, co dzieje się w Imperium. Oczywiście do pewnego stopnia, o niektórych sprawach wierny minister woli milczeć. Jednak to on stara się by król Elian nie folgował za nadto ze swoimi pomysłami. Ostra polityka jaką prowadzi król, znoszenie starych zakazów, nakładanie wysokich norm wydobywczych w kopalniach, ciągłe podnoszenie podatków niszczy kraj. Całkowita zapaść gospodarki prowadzi do wielkiego głodu, przez co dochodzi do buntów w kolejnych księstwach, a wreszcie do wojny, najpierw z Landią, później z Kavdnem. W dodatku na świecie jest już Bestia i tylko czeka jak przebudzi się i urośnie w siłę Ared.

     Mamy tu starych, znanych z poprzednich części bohaterów jak Opiekun Lerik, wolny mag Mellin, głównodowodzący Tavor, graf Elvin czy elfka Dalara, a tak że paru nowych: Larion, Lita, Liora, książe Arlan czy królowa Landi Irja. Wszystkie są ciekawe, wielowymiarowe. Jedni są niezwykle sympatyczni, nad innymi załamuje się ręce, w szczególności  nad ich głupotą, a do jeszcze innych czuje się niechęć. Jedni są wierni koronie, inni się buntują. Jedni chcą iść naprzód i korzystać z nowych technologii, inni chcą by pozostało tak jak było. Co jest słuszne? Co jeśli już nastały czasy Ciemnego?

     Szkolnikowa świetnie zbudowała postacie i ich przygody dzięki czemu nie nudzimy się ani przez chwilę. Możemy śledzić grę polityczną na najwyższym poziomie. Walkę z czasem by ocalić świat przed zagładą. Odkrywanie coraz to nowych wątków, które przeplatają się i jeszcze bardziej komplikują akcję dostarczając jeszcze więcej przyjemności przy czytaniu. Szacunek dla autorki za to jak świetnie poradziła sobie z zakończeniem.

     "Namiestniczka" księga III to książka, która nie odstaje od swoich poprzedniczek. Bogactwo fabuły, rozmach z jakim przedstawiony jest świat, dynamicznie prowadzona akcja, wątki, które się ze sobą splatają i przede wszystkim bohaterowie o wyrazistych charakterach nie pozwalają oderwać się od czytania.

     Takie książki zasługują na nagrody. Szczerze polecam!!!