wtorek, 28 października 2014

Spotkanie z Sir B. Angel oraz Zjazd blogerów na Targach w Krakowie

     Na początek krótkie usprawiedliwienie  ;-) W zeszłym tygodniu nic nie wrzuciłam z tego względu, że były to dni bardzo intensywne. Zarówno zawodowo jak i prywatnie wiele się działo, a okropne przeziębienie oraz migrena niczego nie ułatwiały :-(

     Miał być dzisiaj post o książce, ale będzie o Targach i moich wrażeniach. Czy pozytywnych? Hmmm. Zależy w który dzień.

     Na Międzynarodowych Targach Książki w Krakowie pojawiłam się w czwartek i sobotę. W pierwszy dzień ponieważ zależało mi na spotkaniu z autorką, w drugi, a właściwie trzeci dzień Targów odbyło się spotkanie Blogerów Książkowych.

     Co do samego budynku EXPO: nowoczesny budynek, w środku całkiem przestrzenny, dwie oddzielne hale, sale seminaryjne, piętro przeznaczone na, jak to ładnie określają restaurację, chociaż bardziej przypomina to fast food. Nie czepiajmy się jednak. Po miejscu, w którym poprzednio odbywały się targi zdecydowanie wygląda to lepiej.

     Wystawców była cała masa. Oferowali książki z całkiem niezłymi rabatami. Oprócz znanych wydawnictw można się było zapoznać z tymi mniejszymi, niezależnymi. Oprócz książek były również komiksy i gry. Wybór ogromny.

     Oczywiście nie można zapomnieć, że Targi to możliwość spotkania z autorami. W sobotę do Pilipiuka była "kilometrowa" kolejka, ale nie o nim chciałam wam powiedzieć. Rok temu pisałam o debiutującej wówczas młodej pisarce Sir B. Angel i jej książce "Oko Kanaloa: Szyfr wtajemniczenia"
(wrzucę niedługo recenzję książki). Wymieniając z nią maile dowiedziałam się, że w tym roku będzie na Targach, o czym wam wspominałam. W czwartek mimo okropnego bólu głowy w skoczyłam w tramwaj i pognałam na spotkanie. Nie żałuję. Beata jest osobą bardzo pozytywną, wesołą, otwartą. Szybko łapie kontakt z ludźmi i przede wszystkim nie jest niedostępna i nadęta jak niektórzy pisarze. Pisze dobrą literaturę i przykre jest to, że nie jest tak promowana jak inni. Wiadomo, że wydawnictwa zarabiają na znanych nazwiskach, ale jest masę młodych pisarzy, którzy się przez to nie mogą przebić, a często maja o wiele więcej do powiedzenia w swoich powieściach niż ci popularni autorzy, którzy mam wrażenie, że kopiują od siebie, albo piszą w kółko o jednym i tym samym. No nic, może, jak więcej blogerów będzie pisać o tych bardziej niszowych autorach uda im się wybić.

     O ile z czwartkowego spotkania jestem bardzo zadowolona, przede wszystkim na Targach nie było dzikich tłumów i wszystko można było spokojnie pooglądać, tak sobota przyniosła rozczarowanie. Jak już kiedyś wspominałam jestem introwertykiem i najchętniej nie wychodziłabym z domu i właściwie nie wiem, co mnie podkusiło, by zdecydować się na Zjazd Blogerów Książkowych. Może chciałam poznać osoby o podobnych zainteresowaniach? Niedoczekanie. No dobra, poznałam jedną góra dwie dziewczyny, które siedziały obok mnie. Ogólnie na sali było na oko jakieś sto trzydzieści osób. Zgroza. Nawet w grupie na studiach nie maiłam tyle osób. Starałam się podejść do tego pozytywnie, ale kiedy Pan, który prowadził spotkanie w zastępstwie, sam nie wiedział, co mówić i robić miałam ochotę wyjść. Kilka osób tak zrobiło. Ja dzielnie została do końca. Pomijam fakt, że mieliśmy się przedstawiać jak na grupie wsparcia, a gdy doszło do połowy Pan stwierdził, że to i tak nie ma sensu, bo tylu osób się nie zapamięta. Odkrywcze. Wymuszona dyskusja o wyższości blogów piszących nie tylko o książkach, ale również o popkulturze, bo w tedy skaczą statystyki...no cóż, zostawię to bez komentarza. Jeśli miałbym określić to spotkanie powiedziałbym: żenujące.

     W tym samym dniu mało się odbyć bardziej kameralne spotkanie, jeśli dla kogoś około czterdziestu osób to niedużo, w knajpce o nazwie Kolanko, ale ponieważ Zjazd Blogerów okazał się dla mnie porażką, nie zdecydowałam się tam pokazać. Zresztą chyba się wyleczyłam z tego typu spotkań. Jeśli miałabym z kimś porozmawiać prywatnie to nie ma problemu, ale zdecydowanie nie na moje nerwy są spotkania z krzykaczami i tłumem.

     Mam nadzieję, że wasze przeżycia z Targów są o wiele lepsze :-)

wtorek, 14 października 2014

Hari ponownie wraca jako Caine


     Dzisiaj ponownie wkraczamy w świat Hariego Michaelsona czyli zabójcę Caine'a, a to za sprawą drugiego tomu "Ostrza Tyshalle'a" autorstwa Matthew Woodring Stovera.

     Opis:

     Na Ziemi Hari Michaelson był gwiazdą, w Nadświecie zaś znano go  jako Caine'a zabójcę. Z jego ręki ginęli najprawdziwsi królowie i książęta, niejedno państwo legło w gruzach -  a wszystko ku uciesze milionów widzów na Ziemi. Tym razem Hari - odarty z tożsamości Caine'a - musi stoczyć największą bitwę w swoim życiu, zmierzyć się z potężną korporacją rządzącą Ziemią i anonimowymi masami, gotową zniszczyć wszystko, co kocha. Wrogowie, starzy i nowi, zbroją się, żeby wystąpić przeciw niemu - samotnemu, bezsilnemu kalece. Chodzą słuchy, że Hari jest wrakiem i nie poradzi sobie w walce.

     Niektórzy chcieli by tego, ale okrutnie się oszukują...

     Hari ponownie musi się zmagać z niesprzyjającą klasą Uprzywilejowanych, Biznesmenów, Studiem oraz ze starymi i nowymi wrogami. Niektórzy sadzą, że niewiele może zrobić, ale Hari jest przecież Cainem, a to oznacza, że nie należy go lekceważyć. Ci, co krzywdzą jego rodzinę muszą ponieść tego konsekwencje.

     Książka utrzymuje wysoki poziom. Akcja dość szybka, bez zbędnego przynudzania. Bohater wciąż jest tym samym brutalem z problemami z poprzednich części. Nie można Caine'owi odmówić charyzmy i zacięcia. 

     W "Ostrzu Tyhalle'a" pełno jest odniesień do pokonywania własnych ograniczeń i słabości. Całkiem zgrabnie przedstawiony wątek rodzinny i przywiązania do przybranej córki, która zostaje odebrana Hariemu. Fantastyczne zakończenie, które zwiastuję bardzo ciekawy ciąg dalszy przygód Caine'a.

     Jedyny zarzut jaki mogę postawić autorowi to jego nie wyjaśnianie pewnych wątków, ani z poprzednich książek, ani z "Ostrza..."

     Ogólnie książkę czyta się bardzo dobrze. Najlepiej przeczytać od pierwszego tomu, a mianowicie "Bohaterowie Umierają"


     Książka nie jest dla każdego. Nie znajdziecie tu ckliwego romansu, a brutalną rzeczywistość. Jeśli macie ochotę na coś mocnego  to polecam.

wtorek, 7 października 2014

Stenwold szuka nowych sprzymierzeńców przeciwko Imperium




     "Morska Straż" Adriana Tchaikovskyego to już szósty tom o walce osowców z niżowcami w serii zatytułowanej "Cienie Pojętnych". Książki autora są znane i cenione na całym świecie. Nie każdemu  jednak mogą przypaść do gustu, gdyż nie są to lekkie opowiastki o prostych schematach. 

     Choć nie przepadam za wielotomowymi seriami, uważam, że jest to jedna z najlepszych z ostatnich lat jaką przeczytałam. 

     Najnowsza książka została wydana we wrześniu tego roku i jest to dziewiąty tom noszący tytuł "Wrota Mistrza Wojny". Już się nie mogę doczekać kiedy ją przeczytam :-)

     Wróćmy jednak do "Morskiej Straży" i tego, co się obecnie dzieje w "Cieniach..."

     Opis:

     Kolejny cień pada na Kolegium.

     Pomimo istnienia kruchego pokoju pomiędzy Imperium a Nizinami Stenwold Maker wie, że osowcy powrócą, by zagarnąć jego miasto. Gdy próbuje przygotować je na kolejną falę czerni i złota, w ukryciu rodzi się nowe zagrożenie dla jego ludu. Statki, które wypływają z portu Kolegium, są atakowane przez piratów. Niektóre przepadają bez śladu...

     Dotychczasowi sprzymierzeńcy Stenwolda, uśpieni rozpowszechnianymi kłamstwami i fałszywymi obietnicami, odsuwają się od niego, on sam zaś staje w obliczu zdrady czyhającej z każdej strony. A Imperium tylko czeka na pierwszy objaw słabości, by natychmiast uderzyć...Jednak osowcy nie są jedyną potęgą, której uwagę przyciąga Kolegium. I nawet oni mogą się okazać nie dość mocni, by powstrzymać siły gromadzące się w mroku - siły zwracające swe wygłodniałe spojrzenie w stronę miasta Stenwolda.

     Jak sam tytuł mówi, akcja ma wiele wspólnego z morzem, a właściwie wszystko, bo duża część książki rozgrywa się w odmętach wody. Stenwold wraz z grupą badawczą wyrusza na ekspedycję by odkryć kim są Morscy. W międzyczasie pająkowcy szykują niemiłą niespodziankę Kolegium. W oddali Imperium przygotowuje się do nowej kampanii. Wszystko zmierza do kolejnej wojny.

     W książce jak zwykle dużo akcji, wiele wątków, ciekawe dialogi i rozwiązania sytuacji. Bohaterowie nie szablonowi, wielowymiarowi. Nie brakuje podstępnych zdrad i to u bohaterów wydawać by się mogło bardzo przyjaźnie nastawionych. Bardzo dużo polityki i dyplomacji. Wszystko ze sobą jest wymieszane i dawkowane czytelnikowi. 

     Skończę teraz nad zachwytami i pomimo mojej sympatii do autora napisze coś niekorzystnego. Mam tu na myśli sam fakt powstania samej książki. Wprowadzono tu nowych bohaterów. Powstały nowe wątki, pozostawiając stare. Oczywiście wierzę w to, że autor do nich powróci, ale idąc tym tropem, tworząc nowe płaszczyzny można pisać serie w nieskończoność. Nie jest to moim zdaniem najlepszy pomysł. Nie będę dalej roztrząsać, czy książka powstała słusznie, czy też nie.

     Podsumowując książka "Morska Straż" jest dobra, ale nie najlepsza z serii. Zdecydowanie dla fanów Tchaikovskyego. Polecam czytać od pierwszego tomu, a najlepiej od krótkiego opowiadania "Pancerni" link poniżej:


     Miłej lektury :-)